Alicja Zalewska

Manifest ciała żywego

 

Jestem, więc ruszam się. Ruch zjednoczony jest z tętnem krwi. Wdech i wydech. Tlen rozsadza krwiobieg. Tętnice napinają się. Puls nie zamiera ani na chwilę. Serce nie robi sobie przerwy. Podobnie jest w najnowszym spektaklu Ann Van den Broek, której choreografia pulsuje życiem. Ruch jest sprężysty, energiczny, nieco zawadiacki, chociaż wyraźnie inspirowany codziennością. Taniec niosący Joy Enjoy Joy działa samoistnie niczym organiczne perpetuum mobile. Jakby tancerze stawali się jednym wielkim mięśniem poprzecznie prążkowanym – nieśmiertelnym mięśniem podtrzymującym pracę serca.

Tym mięśniem, który – jak informuje męski głos z offu – możemy w sobie wytrenować, ma być tytułowa Joy – radość, w której zawiera się też odczuwanie przyjemności i cieszenie się nią, co jest doprecyzowane przez drugi człon tytułu, czyli Enjoy. Ale przecież angielskie pojęcie można też rozumieć szerzej – jako korzystanie z życia, zachwyt i egzekwowanie prawa do wszelkich przyjemności. Taką interpretację sugeruje zespół Van den Broek ruchem, ale i szerokimi uśmiechami, które nie znikają z twarzy tańczących. Odmieniają radość przez wszystkie przypadki i tworzą hedonistyczny manifest ciała na ciągłym haju endorfinowym. Inne propozycje tancerzy to śmianie czy przytulanie się, gdyż ciało można oszukać za pomocą odpowiednich zachowań tak, by wydzieliło hormony szczęścia. Radość daje też masaż, a euforię – dreszcz wywołany skrajnymi przeżyciami czy transowy ruch wirowy. Jednocześnie głos z offu informuje, że przyjemne może być także czekanie czy wręcz nudzenie się. Błogość może dać również torturowanie własnego ciała.

Endorfinowy haj zdaje się zjawiskiem paradoksalnym. Stan ten, nazywany potocznie euforią biegacza, gdyż zaobserwowano go u maratończyków, charakteryzuje się zwiększoną odpornością na ból, stres i zmęczenie, gdy w wyniku długiego, ale umiarkowanego wysiłku fizycznego, dochodzi do gwałtownego wydzielenia się endorfin. Jego wynikiem jest też ogólna poprawa nastroju oraz poczucie radości. Głos z offu przestrzega jednak, że endorfiny mogą zabić. Za długotrwałą przyjemność należy zapłacić, szczególnie gdy człowiek ruchem zajmuje się zawodowo.

W zawodzie tancerza nie sposób oddzielić tego, co prywatne od oficjalnego: oba aspekty życia obsługuje przecież to samo ciało. Endorfiny uwolnione na wyczerpującej całodziennej próbie będą działać także wieczorem. Może to być recepta na poszukiwane przez ludzkość, już od czasów antycznych, szczęście. Ale może to być też przekleństwo, ponieważ zjazd endorfinowy przypomina odstawienie narkotyku, zaś człowiek uzależniony zrobi wszystko, by otrzymać kolejną życiodajną porcję używki.

Dlatego tancerze Van den Broek z próby idą prosto do klubu. Tam narkotycznie działa już nie tylko muzyka, ale i alkohol, przed którego zażyciem – rzecz jasna – się nie wstrzymują. Całą sytuację ilustrują pantomimicznymi gestami wypijania kolejnych drinków. Impreza rozkręca się. Scenę rozświetla srebrzysta kula dyskotekowa, a jedna z aktorek intonuje kultowe I feel love Donny Summer – hymn disco szalonych lat siedemdziesiątych. Miłość to podobno najsilniejszy z narkotyków. ,,It’s so good” – śpiewa, stając na zaimprowizowanym barze, gdy inny aktor wtóruje słowom piosenki zapewniając, że w upadaniu także znaleźć można przyjemność. I faktycznie, wirujący w ekstazie tancerze padają na podłogę, a zataczająca się diwa kończy występ pod stołem.

Jednak Joy Enjoy Joy nie jest wyłącznie o byciu tancerzem i związanym z tą pracą ryzykiem. To raczej metataneczna opowieść o potrzebie ruchu jako takiej. O pędzie będącym zaprzeczeniem śmiertelnego bezruchu. Roztańczone ciała napędza pragnienie dogłębnego przeżycia danego nam czasu. To gorączka podobna do tej, odnalezionej przez Marię Janion w fizycznym wzmożeniu opisywanym przez Mirona Białoszewskiego w cywilnym Pamiętniku z Powstania Warszawskiego: latanie po mieście negujące grozę wojny. Ruch jako aktywne zaprzeczenie nieuniknionej śmierci oraz czającej się wokół ciemności i rozpaczy. ,,Ruch w istnienie, wbrew nicości” – jak sztukę Van den Broek określiłaby pewnie Edyta Stein. Ruch jako manifest życia. Bo ruszam się, więc jestem.


Ward/waRD, Theater Rotterdam, corso/Antwerpia

Joy Enjoy Joy

koncepcja i choreografia: Ann Van den Broek

wykonanie: Frauke Mariën, Louis Combeaud, Nik Rajšek, Jean-Gabriel Maury, Marion Bosetti, Carla Guerra, Kamil Pilarski, Isaiah Selleslaghs

muzyka: Nicolas Rombouts nagrania wokalne: Gregory Frateur

fragmenty rozmów: Tom Barman projekt wideo i oświetlenia: Bernie van Velzen

scenografia: Niek Kortekaas

stylizacja kostiumów: Ann Van den Broek we współpracy z Marielle Vos

kierownictwo prób: Pol Van den Broek, Gregory Frateur

,,zewnętrzne oko”: Marc Vanrunxt

menadżer: A propic I Line Rousseau & Marion Gauvent

obsada: Frauke Mariën, Louis Combeaud, Nik Rajšek, Jean-Gabriel Maury, Marion Bosetti, Carla Guerra, Kamil Pilarski, Isaiah Selleslaghs

ko-produkcja i wsparcie finansowe: La Filature, Theater Freiburg, Podium Bloos, Fonds Podiumkunsten, Miasto Rotterdam

premiera: 19 lutego 2022, Theater Rotterdam